USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
Menu podręczne
Menu podręczne - 5 Liga
Relacje meczowe: 5 Liga
2024-04-21 - Niedziela
Kolejka 12
ID
Godzina
Gospodarz
Wynik
Gość
Raport
1
08:00
( 4 : 0 )
8 : 1
Raport

     

Minionej niedzieli zmierzyły się ze sobą ekipy Bartolini Pasta oraz Munji. Obydwie drużyny przed startem zawodów dzielił zaledwie punkt. To właśnie przez to mogliśmy się spodziewać zaciętej rywalizacji. Niestety spotkanie nie rozpoczęło się najlepiej dla gości. Wczesna pora rozgrywania meczu spowodowała, że ten zespół przystąpił do meczu w piątkę, co wyraźnie osłabiło ich ofensywny potencjał. Należy dodać, że grający w komplecie rywal zebrał tego dnia pokaźny wachlarz zmian, który bez wątpienia ułatwił im szybkie zepchnięcie Munji do głębokiej defensywy. Pierwsze cztery trafienia padły w bliźniaczych okolicznościach. Zawodnicy Bartolini Pasty byli mądrze ustawieni, dzięki czemu wyprowadzanie kontrataków przychodziło im z łatwością. To właśnie tak padły cztery bramki. Od tego momentu szanse minimalnie się wyrównały, bo do ekipy Munji dojechał jeden zawodników. Mimo równej liczby graczy na placu, do przerwy nie zobaczyliśmy więcej bramek. W drugiej odsłonie jednostronne widowisko relatywnie zmieniło oblicze na bardziej zacięte. Niestety dla gości, największym problemem tego dnia było wykończenie. Bramkarz rywali, Piotr Szczypek został pokonany zaledwie raz, kiedy to przy wyniku 5:0 piłkę do siatki skierował Dawid Orzechowski. Następnie ponownie do głosu doszli faworyci, którzy po raz kolejny wykazali się lepszą postawą. Zaaplikowane trzy bramki bez wątpienia podcięły rywalom skrzydła, ustalając tym samym wynik meczu na 8:1.

2
10:00
( 3 : 0 )
7 : 1
Raport

     

Ekipa BM gra w rundzie rewanżowej w kratkę. Tak naprawdę w każdym spotkaniu kręci się wokół zwycięstwa, ale nie zawsze kończy z trzema punktami na koncie. Z kolei Patrioci radzą sobie dużo słabiej. W 2024 roku wygrali tylko jeden mecz, potem dwa przegrali i teraz też nie zapowiadało się, że uda im się przerwać czarną serię. No i niestety – w niedzielę ta sztuka podopiecznym Dmytro Bobyra także się nie udała. I znów dał o sobie znać fakt, że tej drużynie brakuje rasowego napastnika. Bo początek spotkania był równy, obie ekipy miały swoje okazje, tyle że tylko jedna z nich potrafiła je wykorzystać. BM szybko wyrobił sobie dwa gole przewagi i kontrolował to, co działo się na placu. Patrioci próbowali wyrównać, jednak w ich grze było sporo niedokładności i gdy zbliżali się do pola karnego przeciwników, to tam brakowało inwencji twórczej. Gwoździem do trumny okazała się ostatnia akcja pierwszej połowy, gdy niemal w akompaniamencie gwizdka sędziego, na 3:0 dla BM podwyższył Daniil Prudnikov i było jasne, że z tych tarapatów ciężko będzie przegrywającym się podnieść. Druga połowa niestety wcale nie była lepsza. Faworyci podwyższyli prowadzenie na 5:0 i dopiero wtedy Patriotom udało się zdobyć bramkę, która okazała się zresztą honorową – jej autorem był Volodymyr Pedosiuk. Końcówka meczu należała do BM, który jeszcze dwukrotnie znalazł sposób na Yevhena Malenko i wygrał 7:1. Triumfatorzy dość gładko poradzili sobie ze swoim zadaniem, dzięki czemu zmniejszyli stratę do podium do dwóch punktów. Z kolei FC Patriot osuwają się w ligowej hierarchii coraz niżej. Wiemy jednak, że Dmytro Bobyr usilnie pracuje nad tym, by wzmocnić zespół, a to może się okazać niezbędne, jeżeli chłopaki chcą utrzymać się w 5.lidze. Tym bardziej, że teraz czeka ich szalenie ważny mecz z A.D.S Scorpion's i jeśli tutaj też nie wygrają, to ich sytuacja zrobi się nie do pozazdroszczenia.

3
11:00
( 3 : 6 )
8 : 9
Raport

     

Rywalizacja Old Eagles Koło z Deluxe Barbershop to mocny kandydat do miana spotkania sezonu. Mnóstwo zwrotów akcji, aż 19 bramek, dramaturgia do ostatnich sekund, a to wszystko w atmosferze fair play, gdzie faule można było policzyć na palcach jednej ręki. Był to mecz dwóch połów, gdzie pierwsza zdecydowanie należała do graczy Deluxe, którzy łatwo zdobywali gole, wykorzystując pasywną postawę oponentów w obronie. W pewnym momencie wynik brzmiał już 4:1, a potem nawet gdy ekipa z Koła odrabiała część strat, to błyskawicznie traciła gola, co spowodowało, że na przerwę schodziliśmy przy stanie 6:3 dla zespołu z Azerbejdżanu. Ale druga część spotkania, to już zdecydowanie lepsza gra Mariusza Żywki i spółki. Widać było, że chłopaki wyciągnęli wnioski z tego, co było wcześniej, zacieśnili obronę i na efekty nie trzeba było długo czekać. Przegrywający systematycznie odrabiali po jednym trafieniu i udało im się doprowadzić do stanu 6:6. Wtedy zrobiło się jeszcze ciekawiej. Najpierw na 7:6 trafienie dla Deluxe zanotował Khazar Narimanli, ale potem Said Aliyev obejrzał żółtą kartkę i Orzełki potrzebowały dosłownie jednej akcji, by zmienić rezultat na 7:7. Problem graczy w białych koszulkach polegał na tym, że ilekroć byli blisko i wydawało się, że sekundy dzielą nas od ich pierwszego prowadzenia w tym spotkaniu, to przytrafiał im się głupi błąd, który rywale wykorzystywali. I tak było w tym przypadku, gdzie po jednej ze strat rywale zdobyli gola na 8:7, a potem dołożyli kolejnego. Ale nadal nie mogli być niczego pewni. Old Eagles nie odpuszczali. W 49 minucie Przemek Długokęcki popisał się pięknym uderzeniem z ostrego kąta, piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do siatki. Ten sam zawodnik mógł zostać absolutnym bohaterem Orzełków, bo w ostatniej akcji spotkania, dostał podanie z rzutu wolnego od Piotrka Parola, ułożył sobie piłkę na prawej nodze, lecz ku rozpaczy własnej ekipy, uderzył obok bramki. Na więcej sędzia już nie pozwolił i ten szalony mecz skończył się wynikiem 9:8. Wydaje nam się, że mimo wszystko ekipa Deluxe Barbershop zasłużyła na ten minimalny triumf, chociaż widać było, że w drugiej połowie rywale znaleźli na nich sposób, ale udało się dowieźć szczęśliwy wynik. To ich czwarte z rzędu zwycięstwo, a podobno ich cel zakłada wygranie wszystkich meczów w tej rundzie. Co do Orzełków, to w naszej ocenie przespali pierwszą połowę. Za późno poukładali swoją grę, aczkolwiek i tak była szansa, by tutaj przynajmniej nie przegrać. Zabrakło odrobiny szczęścia i trochę szkoda że tak się skończyło, bo za tak fajne widowisko, im też coś się tutaj należało.

4
12:00
( 3 : 4 )
5 : 8
Raport

     

To miał być hit 5 ligi i dostaliśmy widowisko z najwyższej półki, w którym nie zabrakło kapitalnych goli i ogromnych emocji, choć niestety nie tylko tych sportowych. Było to bezpośrednie starcie drużyn, które wyraźnie odstają od reszty stawki, więc potencjalny zwycięzca zwiększyłby swoje szanse na zdobycie mistrzostwa. Worek z bramkami rozerwał się w 6 minucie, kiedy po strzale gości piłka odbiła się od Giorgiego Gabrichidze i wpadła do siatki Gruzinów. Gospodarze odpowiedzieli bardzo szybko, a fenomenalnym strzałem popisał się Lasha Gabrichidze, który trafił bezpośrednio z rzutu rożnego. Już dwie minuty później Georgian Team prowadziło, kiedy Vakhtangi Jambazishvili wyłożył piłkę do Saby Lomii, a ten nie dał szans Andrzejowi Groszkowskiemu. Wydawało się, że przewagę mają gospodarze, ale Zakapiory łapały swój rytm i w 15 minucie sygnał do odrabiania strat dał Krzysztof Westenholz, a po minucie goście wrócili na prowadzenie po golu Łukasza Figury. W 21 prowadzenie Zakapiorów podwyższył Daniel Lasota, ale jeszcze przed przerwą trafił Lasha Gabrichidze i pierwsza połowa skończyła się stykowym wynikiem 3:4, zapowiadającym, że druga część spotkania będzie jeszcze bardziej szalona i tak właśnie było. W 31 minucie po faulu w polu karnym gospodarzy sędzia pokazał na wapno, a Daniel Lasota potężnym strzałem zapakował piłkę do siatki. Georgian Team błyskawicznie odpowiedział golem Giorgiego Gabrichidze i było 4:5. Niestety w tym momencie do głosu zaczęły dochodzić emocje, a zawodnicy obu drużyn zamiast na grze w piłkę, woleli skupić się na komentowaniu i podważaniu decyzji sędziego, przez co atmosfera na boisku zrobiła się nerwowa. W 37 minucie Sportowe Zakapiory dostały prezent w postaci źle rozegranej piłki, ale skończyło się makabrycznym pudłem. Na ich szczęście minutę później trafił Łukasz Figura, ale po tym golu atmosfera zgęstniała do granic możliwości, nie brakowało złośliwych fauli i pretensji do sędziego, które zupełnie zabiły tempo spotkania. W 41 minucie Daniel Lasota zdobył gola strzałem zza połowy, ale Gruzini nie odpuszczali i na 5:7 trafił Mate Zakariadze. Po chwili przegrywający kapitalnie rozegrali piłkę i praktycznie zdemontowali defensywę Zakapiorów, ale ku zdumieniu wszystkich na placu z dosłownie dwóch metrów do pustej bramki nie trafił Lasha Gabrichidze. Mógł to być punkt zwrotny w tym spotkaniu, a stało się odwrotnie i zwycięstwo Zakapiorów w 47 minucie przypieczętował Paweł Groszkowski, popisując się absolutnie przepięknym golem – po dośrodkowaniu z rzutu rożnego uderzył nożycami i załadował piłkę do siatki przy samym słupku, ustalając wynik na 5:8. Niestety sama końcówka rzuca się cieniem na całą rywalizację – bardzo brzydki i zupełnie niepotrzebny faul Vakhtangiego Jambazishvilego spowodował, że zawodnicy obu drużyn rzucili się do konfrontacji, wobec czego sędzia zdecydował się zakończyć spotkanie. Szkoda tego „finału”, jednak fakt pozostaje jeden – arcyważne zwycięstwo odniosła ekipa Sportowych Zakapiorów, która ma w tym momencie już cztery punkty przewagi nad Gruzinami i zrobiła wyraźny krok w kierunku zdobycia mistrzostwa 5 ligi.

5
13:00
( 5 : 5 )
9 : 10
Raport

     

Ostatnie trzy spotkania dla ekipy ADS Scorpions, nie miały prawa napawać graczy Artura Kałuskiego optymizmem. Szansa na poprawę morale upatrywana była w spotkaniu z typowanym do spadku Inferno Team. Jednakże jak doskonale wiemy, liczby nie grają. Pierwsi do głosu doszli goście, którzy za sprawą trafienia Ciotha objęli prowadzenie. Zanim zdążyliśmy się obejrzeć, gracze w białych koszulkach odpowiedzieli dwie bramkami. Po chwilowej euforii musieli jednak uznać kunszt Gutowskiego, który zaskoczył bramkarza ADS-ów, ponownie doprowadzając do remisu. Od tego momentu spotkanie zdominowali gospodarze, których przez spory okres spotkania zatrzymywał kapitalny bramkarz drużyny przeciwnej, Eduard Vakhidov. Ukrainiec jednak prędzej czy później musiał skapitulować, biorąc pod uwagę ilość stwarzanych przez rywala okazji. Na potwierdzenie tej teorii mieliśmy przyjemność zobaczyć kolejne dwie bramki Scorpionów, którzy bo strzałach Kriegera i Ryzhuka znowu wyszli na prowadzenie. Mimo tak korzystnej przewagi gospodarze roztrwonili zdobytą zaliczkę tuż przed przerwą. Drugą odsłonę pojedynku zdecydowanie lepiej rozpoczęli podopieczni Artura Kałuskiego. Dwie szybkie akcje, zakończone umieszczeniem piłki w siatce przywróciły nadzieję na spokojne trzy punkty. Niestety dla nich stało się to jedynie marną ułudą, bo zawodnicy Inferno Team nie tylko doprowadzili do remisu, ale wyszli na trzybramkowe prowadzenie 7:10. Skorpioni co prawda walczyli jeszcze o korzystny wynik, ale ich szalona pogoń za cennym punktem zakończyła się przy wyniku 9:10.

Reklama